10.11.2016

Rozdział VI

Szkoła. Najbardziej znienawidzone miejsce na ziemi przez dziewczynkę z bujną fryzurą na głowie. Loki sterczały jej niemal w każdym kierunku świata, a przede wszystkim opadały na oczy. I choć nauczyciele nie znosili tego jak wygląda, że jest wiecznie roztrzepana to ona i tak robiła im na przekór i po swojemu. Pojawiła się w szkole po długiej nieobecności i tylko dlatego, że babcia niemal na siłę ją tam zaciągnęła. Jessie bardzo nie lubiła tej szkoły, bo każdy ją w niej gnębił, wyzywał i dokuczał. Unikała jej szerokim łukiem i tym razem bardzo miała na to ochotę. Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze kierując się jednak w stronę drzwi wejściowych. Postanowiła zrobić jeszcze jedno podejście i wejść do szkoły jakby nigdy nic się nie stało. Pewnym krokiem podążyła prosto do swojej szafki gdzie trzymała książki, a w zasadzie to ona nic tam nie trzymała. Nie posiadała szkolnych podręczników bo uważała, że jej nie są potrzebne. Miała ze sobą tylko jeden zeszyt a w szafce z kolei trzymała drugi tak na wszelki wypadek gdyby ktoś znów zrobił jej kawał i wrzucił plecak do szkolnej toalety. Kiedy upewniła się, że nie ma w szafce żadnego liściku z pogróżkami od chłopaków ze starszych klas zamknęła szafkę i ruszyła na pierwszą lekcję. Historia, której tak bardzo nie lubiła, nie zapowiadała się aby miało wydarzyć się tam coś dziwnego lub nadzwyczajnego. Przeważnie nauczycielki nikt nie słuchał i każdy robił swoje. Wolnym krokiem ruszyła do sali gdzie odbywały się zajęcia i na widok swojej klasy już jej się zrobiło niedobrze. Sam fakt, że kiedy tylko się tam pojawiła i wszyscy zaczynali ją wytykać palcami sprawiał, że miała ochotę uciec stamtąd jak najdalej. Dzwonek oznajmił koniec przerwy i cały tłum ruszył prosto do sali. Hudson zaczekała na to, aż klasa wejdzie do środka po czym weszła zaraz za nimi, niestety została dla niej tylko jedna wolna ławka na samym przodzie pod biurkiem nauczycielki. Westchnęła cicho i ruszyła do ławki zajmując wolne miejsce. Jeszcze nim nauczycielka zdążyła pojawić się w klasie i zacząć lekcje w kierunku Jess poleciały wyzwiska, a kilka osób nawet standardowo rzuciło w nią kulkami z papieru. Starła się tym zupełnie nie przejmować, lecz nim w ogóle zaczęła sobie wmawiać, że to nic takiego w drzwiach sali pojawił się chłopak o jasnych włosach do ramion. Był szczupły i nieco wyższy niż przeciętny uczeń tej klasy. Miał na sobie koszulkę Stones'ów i czarne nieco przetarte spodnie na kolanach. Na rękach miał bransoletki z ćwiekami potocznie zwane pieszczochami, a  na szyi łańcuszek z krzyżykiem. Gdyby nie to wszystko Jessie zapewne nie zwróciłaby na niego najmniejszej uwagi. Różnił się od niej tyle co nic, bo tylko płcią. Chłopak przez chwilę był obiektem zainteresowań w klasie jednak uczniowie szybko się nim znudzili, wracając do swojego poprzedniego zajęcia. Jasnowłosy chłopak, widząc jedynie wolne miejsce obok Jess, skierował się tam i bez pytania zajął wolne krzesełko obok dziewczyny.
- Mogę? Dzięki - posłał jej delikatny uśmiech zerkając przelotnie na nią.
- Ta.. Jasne - odparła wzruszając tylko ramionami.
- Jestem Sebastian, a Ciebie zwą...? - zwrócił się do niej po krótkiej chwili.
- Jessica.. Jess. Mów jak chcesz - odpowiedziała bez większego entuzjazmu podnosząc wzrok na chłopaka sporo wyższego od siebie.
- Jess.. - powtórzył jak echo i lekko się uśmiechnął rozsiadając wygodnie przy ławce.
- Jesteś tu nowy? - zapytała od razu chcąc podtrzymać nieco rozmowę chociaż sama nie wiedziała po co to robi. Spodziewała się tego, że być może i on zmieni nastawienie do niej z powodu zachowania klasy w jakiej byli.
- Niestety ale tak. Przeprowadziłem się niedawno z matką tutaj i tak teraz wyszło, że czasami muszę zajrzeć do nowej szkoły - zaśmiał się cicho i zerknął na nią z powrotem.
- A. Rozumiem - pokiwała głową kiedy usłyszała odpowiedź nowego kolegi. Za nim zdążyła coś więcej powiedzieć znów oberwała kartką papieru, a w jej stronę padło kilka obraźliwych zwrotów. Jessie za wszelką cenę starała się po prostu olać sprawę, jednak zdziwiła ją postawa Sebastiana.
Chłopak odwrócił się twarzą do klasy i rzucił do chłopaków, którzy się śmiali i prawdopodobnie to oni byli tymi co tak bardzo uprzykrzali życie małej Hudson.
- Dajcie jej spokój. Zrobiła wam coś? Bo ja szczerze w to wątpię.
Jess nieco szczęka opadła w dół. Nie spodziewała się tego, że nowy kolega będzie robił za jej "ochroniarza". Właściwie to zaświeciła jej się w głowie lampka. Postanowiła nawiązać lepszy kontakt z Sebastianem i cicho miała nadzieję, że to się uda biorąc pod uwagę jak bardzo byli do siebie podobni przynajmniej pod względem ubioru i wyglądu. Tamci dwaj co się czepiali Jess, zamknęli się, a przynajmniej na jakiś czas. Odpuścili więc sobie zaczepki.
- Nie trzeba było.. - powiedziała kędzierzawa dziewczynka do Sebastiana.
- Nie? - uniósł brwi lekko się do niej uśmiechając - Sądzę, że jednak musiałem zabrać głos.
- No.. Dzięki - odpowiedziała cicho i posłała mu lekki, dość nieśmiały uśmiech.
- Drobiazg - skinął głową ponownie rozsiadając się wygodnie na krzesełku w ławce.
Kiedy po kilku minutach do sali weszła nauczycielka od historii i tak nikt nie zwrócił na nią zbytniej uwagi. Ona sama nawet nie była zainteresowana uczniami. Robiła to co miała robić bo dostawała za to pieniądze i tak było jej to na rękę. Kiedy przychodził koniec roku wystawiała każdemu pierwszą lepszą ocenę aby puścić tą osobę dalej do następnej klasy i by mieć z głowy tak cholernie irytującą klasę. Lekcja każdemu minęła nudno i na rozmowach między sobą, a Jess i Sebastian do końca zajęć nie zamienili ze sobą ani słowa. Dopiero po opuszczeniu sali, chłopak zwrócił się do nowej koleżanki:
- Podejrzewam, że lubisz słuchać dobrego hard rocka.. - rzucił z uśmiechem idąc przez korytarz.
- Po czym tak wnioskujesz? - zadała dość głupie pytanie. Przecież miała na sobie koszulkę z Aerosmith, a plecak pełen naszywek takich zespołów jak The Beatles, The Doors, Led Zeppelin, Pink Floyd, Rolling Stones oraz Deep Purple.
- Po tobie - roześmiał się spoglądając na dziewczynę.
- A no tak.. Głupie pytanie - wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła.
- Zapalisz? - zaproponował jasnowłosy zatrzymując się na środku korytarza.
- No.. W zasadzie to mogę ale nie mam przy sobie papierosów - odpowiedziała, trochę zawstydzona.
- Nic się nie martw. Podzielę się z Tobą - skinął głową z uśmiechem i ruszył do wyjścia ze szkoły. Jessie od razu ruszyła za nim. Oboje opuścili szkołę, po czym chłopak skierował się by całkiem opuścił teren szkolny.
- Nie zamierzamy wracać już na zajęcia? - wskazała na szkołę
- Byłem na jednej godzinie, to wystarczy - odpowiedział uśmiechając się - Wiesz jeśli Ci zależy to możesz wrócić na zajęcia.
- Nie no. Nie mam takiej ochoty sam widziałeś co się dzieje.. - odpowiedziała cicho poprawiając plecak i dogoniła kolegę by iść równo z nim. W między czasie Sebastian odpakował nowiutką paczkę czerwonych Marlboro i podał ją dziewczynie.
- Dzięki - odpowiedziała biorąc jednego papierosa. Wygrzebała zaraz z kieszeni w spodniach zapalniczkę i od razu odpaliła go zaciągając się nim. Paczkę oddała chłopakowi, który również od razu zapalił fajkę, a resztę schował do kieszeni w skórzanej kurtce.
- Gdzieś zmierzamy? - zapytała Jess.
- Hm. Planowałem pójść do chłopaków, z którymi grywam próby. W zasadzie to możesz iść ze mną. Nie powinni mieć nic przeciwko - dodał nie wyjmując papierosa z ust.
- No.. Okej. I tak nie mam nic lepszego do roboty - skinęła głową kierując się za chłopakiem.
Długo jeszcze ze sobą rozmawiali o muzyce, co lubią słuchać czym się kierują, co poznali pierwsze i tak dalej. Droga przed nimi krótka nie była więc mieli sporo czasu na zapoznanie się nieco bardziej. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jest to małe mieszkanko gdzieś na bocznej ulicy. Uliczka przyjemna nie była już za dnia panował w niej półmrok co zniechęcało do przesiadywania na niej. Weszli do budynku przez metalowe drzwi zatrzaskując je za sobą i ruszyli na piętro. Już od wejścia była słychać muzykę więc to był dla Sebastiana znak, ze chłopaki nieźle się bawią bez niego. Ale to normalne przez to, że aktualnie chłopak jeszcze pomieszkiwał z matką, co było mu mocno nie na rękę. Nie oznaczało to, że nie nocował z kumplami w tej spelunie. Stanął w drzwiach i przywitał się z nimi, a Jessie, która była już nieco zakłopotana rozejrzała się pod małym pomieszczeniu. W jednej ścianie było przejście do drugiego mniejszego pomieszczenia, obok była kuchenka i mała lodówka, a na podłodze walały się materace i sprzęt chłopaków do gry.
- A Ty gdzie się włóczysz? - zapytał chłopak o długich, ciemnych włosach. W nosie miał kolczyka, od którego szedł łańcuszek aż do samego ucha. Z pewnością był połączony z kolczykiem w uchu.
- Zawitałem w nowej szkole i poznałem świetną dziewczynę.. - odpowiedział mu bez owijania w bawełnę po czym odstąpił wejścia by zaprezentować Jess.
- Kto to jest? - rzucił chłopak.
- To jest Jess. Jess poznaj chłopaków. Ten wybredny o Rachel - wskazał na pierwszego z nich, który się odezwał i kontynuował - Jest basistą. Ten to Dave i lubi grać na gitarze. Ogólnie nazywamy go Snake i Rob, który szaleje na perkusji. O ile jest trzeźwy - roześmiał się jasnowłosy chłopak.
- Hej.. - pomachała im ręką na powitanie
- Ogólnie jest jeszcze Scotti ale jego gdzieś wywiało jak zwykle - Sebastian wzruszył ramionami i siadł na jednym z materacy. Poklepał miejsce obok siebie i spojrzał na dziewczynę dodając - Nie stój tak. Siadaj i czuj się jak w domu.
Dziewczyna z lokami nic nie odpowiedziała ale zajęła miejsce obok nowego kolegi. Żaden z nich nie miał większego problemu z tym, że się tutaj pojawiła. Jeden z nich tylko wciąż lustrował ją swoim wzrokiem jakby nie był zadowolony z tego, że ktoś obcy wtargnął na jego teren i był to nie kto inny jak Rachel. Ich spojrzenia się spotkały jednak Jess szybko odwróciła głowę w innym kierunku nie chcąc czuć zimnego i przeszywającego spojrzenia tego typka. Mimowolnie jej wzrok padł na toaletę, w której brakowało drzwi.
- Tak. Kiedyś były tam drzwi - przytaknął Dave widząc zdziwienie malujące się na twarzy nowej koleżanki. Zaśmiał się cicho i dodał - Niestety ktoś był mocno wkurzony i wyjebał te drzwi z zawiasów. Później zrobiliśmy z tych drzwi drewno na opał i ognisko.
- Co? - Hudson przeniosła wzrok na Dave'a wciąż będą chyba mocno zdziwiona tym co usłyszała. Zaraz potem dodała - No tak. Właściwie to wcale mnie to nie dziwi.. Sama nie wiem czemu na to spojrzałam.
- To odruch. Każdy z nas czasami tam zerka.. Szczególnie kiedy Sebastian idzie się myć - parsknął śmiechem Rob.
- Zabawne. Naprawdę.. - jasnowłosy przewalił teatralnie oczami i kopnął kumpla nogą tak aby tamten wylądował w stercie śmieci.
- Na dobrą sprawę to zawsze się podglądamy - wzruszył ramionami Rachel. Mocno nie przejęty popisem jaką robili chłopaki.
- Dobra, wyluzuj - pacnął go lekko w ramię Dave.
- Proponuję zrobić miłą atmosferę i przynieść trochę alkoholu. Rzuć no trochę butelek piwa. Masz lodówkę najbliżej - Sebastian wskazał palcem na kolegę, którego jeszcze przed chwilą wrzucił w stertę śmieci.
- Się robi.. - odparł jakby bez entuzjazmu po czym wyjął sporą ilość butelek z lodówki, która ledwo chodziła i postawił je na środku pokoju. Sam zaś wrócił na swoje poprzednie miejsce trzymając w dłoni jedną butelkę dla siebie. Od razu otworzył ją, pozbywając się kapsla z butelki swoim uzębieniem i wystawił dłoń by wznieść toast.
Pozostali również otworzyli sobie piwo i zbili się sowimi butelkami z jego butelką.
- No to za dzisiejszych gości - rzucił po czym napił się kilka łyków piwa. Reszta poszła w jego ślady, opróżniając butelkę przynajmniej do połowy. Na Jess nie zrobiło to najmniejszego wrażenia, w końcu sama spędzała czasami swój wolny czas z bratem i jego kumplami z zespołu. A tam wódka, whiskey i tanie wino przelewało się wręcz litrami. Od czasu do czasu miała okazję skorzystać z tego aby podpić resztki z butelek więc nie była to jej pierwsza styczność z alkoholem. Jednak nie była na tyle aby pić alkohol w takiej ilości od razu jak oni. Nie spodziewała się też tego, że padną po dwóch czy trzech butelkach. Po takim zachowaniu sądziła, że są wprawieni w picie alkoholu. Po cichu również liczyła, że alkohol otworzy jej mordkę i dzięki temu rozgada się na tyle aby się zaprzyjaźnić z chłopakami. Przynajmniej miałaby znajomych mniej więcej w swoim wieku a nie kumpli swojego brata, którzy i tak rzadko kiedy zwracali na nią swoją uwagę. W między czasie kiedy tak siedzieli i dyskutowali o swoich sprawach Dave po prostu sięgnął po swoją gitarę, nieco już zdewastowaną i zaczął coś na niej brzdąkać dla klimatu. Do butelki każdy z nich także zapalił sobie papierosa, a w pomieszczeniu momentalnie zrobiło się siwo od dymu i nieco duszno. Okno było zabite dechami i bez szyby, więc otworzenie go nawet nie wchodziło w grę. Czasami zdarzało im się wyrwać którąś z tych desek jednak, rzadko kto pamiętał o tym, że jest tutaj okno. Normalnego człowieka już od kilku sekund bycia w tym pomieszczeniu zapewne wzięłoby na mdłości lecz na nich nie robiło to już wrażenia. Sama Jessie nie odczuwała nawet tej dymnej atmosfery aż tak bardzo. W końcu przesiadywała z bratem, który kopci jak smok. Kolejna rzecz, która nie zrobiła na niej wrażenia ani trochę.
- Chcesz? - Sebastian wyjął z kieszeni pełny listek prochów.
- Co to? - spojrzała na niego Jess, a potem przeniosła wzrok na to co trzymał w ręce.
- Spoko. Rozluźnisz się po tym i może trochę rozgadasz, bo widzę, że jesteś nieco skrępowana naszym towarzystwem - zaśmiał się.
- Cóż.. Nigdy wcześniej nie miałam jakoś znajomych, z którymi mogłabym posiedzieć w taki sposób, czy w ogóle jakikolwiek. Zawsze byłam tylko cieniem swojego brata - wzruszyła ramionami. Skusiła się jednak na te tabletki i wzięła od chłopaka listek, wydobywając z opakowania jedną tabletkę. Resztę mu oddała, a tę którą miała wzięła od razu popijając to piwem. Jedyną, dostępną, wodnistą i pitną rzeczą jaka tutaj była.
- Niedługo powinna zadziałać - dodał z uśmiechem Sebastian.
- W to nie wątpię. Przy takim powietrzu i gęstym dymie z pewnością zaraz odlecę - odpowiedziała rozbawiona Jess. Doskonale zdawała sobie sprawę jak alkohol i papierosy działają na człowieka w tak małym i dusznym pomieszczeniu.
- Może zagramy w karty? - rzucił Rob wyciągając jakąś talię kart z kieszeni.
- To nowe? Skąd je masz? - spytał Rachel przyglądając się koledze.
- A.. No wiesz zawinąłem ze sklepu - wyszczerzył się chłopak tasując nowiutkie karty.
Rachel tylko pokręcił głową i nawet wydawało się przez chwilę, że na jego ustach zagościł bardzo delikatny uśmiech.
- W porządku. Zagrajmy w pokera - rzucił Dave.
- W pokera? - Powtórzyła Jessie jakby to było dla niej coś dziwnego.
- No tak.. Bo poker to taka gra.. - kontynuował Dave.
- Wiem jak się gra w pokera - zaśmiała się cicho po czym skinęła głową - Okej. Zagrajmy w pokera.
- Na rozbieranego - dokończył szybko Rachel rzucając dziewczynie spojrzenie jakby miał ochotę już samym wzrokiem ją rozebrać.
- Spoko - wzruszyła ramionami.
Rob przetasował karty po czym rozdał każdemu po pięć kart. Pozostałe ułożył na samym środku podłogi robiąc z nich jedną kupkę.
- No to gramy - rzucił Rachel, któremu w tym momencie oczy zabłyszczały.
Wszyscy jednocześnie skupili się na grze w karty, we wspomnianego wcześniej pokera.

~~***~~

Kiedy Slash wyszedł od babci, pierwszą myślą było zapalenie papierosa. Znalazł ostatniego w kieszeni od swojej kraciastej koszuli i zapalił go sobie. Przez dłuższą chwilę snuł się po ulicy bez większego celu, by swoje kroki potem skierować w stronę domu swojej dziewczyny. Nie śpieszyło mu się zbytnio, a po drodze jeszcze zahaczył o sklep z alkoholami. Kupił tam jedną butelkę taniego wina, pełnego siarczanów i wydał na niego swojego ostatniego dolara. Otworzył butelkę od razu po wyjściu ze sklepu kompletnie nie przejmując się otoczeniem. Powrócił na drogę, która kierowała prosto do jego drugiej połówki. Po około czterdziestu minutach dotarł na miejsce. Jego dziewczyna mieszkała na niewielkim osiedlu domków jednorodzinnych. W sumie w dość spokojnej okolicy. Za nim jeszcze tam dotarł zdążył opróżnić całą butelkę Night Train'a, tak bardzo ukochanego, a jednocześnie znienawidzonego alkoholu. Odnalazł dom, w którym mieszkała jego dziewczyna z matką i zapukał do drzwi. Otworzyły się po kilku minutach, a w drzwiach stanęła matka dziewczyny.
- Saul. Cześć.. - kobieta powitała go z uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry. Jest Yvonne?
- Jasne. Jest u siebie - skinęła głową wpuszczając chłopaka do środka. Slash wszedł po tym jak został zaproszony i zamknął za sobą drzwi. Kulturalnie zdjął buty zostawiając je w korytarzu po czym ruszył na górę po schodach prosto pod drzwi do pokoju swojej dziewczyny. Zapukał dwa razy po czym wszedł.
- Slash! Hej - dziewczyna podniosła głowę by spojrzeć na swojego gościa i ewidentnie na widok swojego chłopaka się ucieszyła. Przywitali się pocałunkiem po czym Slash siadł na łóżku obok niej.
- Jak tam? - zapytał.
- A.. W porządku.. Nic się takiego nie dzieje - wzruszyła ramionami zamykając książkę nad którą siedziała. Yvonne była ułożoną dziewczyną. uczyła się, chodziła do szkoły i miała jakieś tam swoje ambicje.
- Co w szkole?
- Też nic. A co. Chciałbyś do niej wrócić? - spojrzała na niego i roześmiała się cicho pod nosem.
- Raczej nie - odpowiedział i sam się zaśmiał. Miał już po dziurki w nosie szkoły. Nie miał chęci ani ambicji by w ogóle do niej wrócić a co dopiero ją skończyć jako normalny uczeń. Zależało mu aktualnie tylko i wyłącznie na gitarze i na tym aby pchnąć zespół na jakikolwiek szczebel kariery. Chciał, żeby o nich usłyszano i tylko na to teraz liczył i w jakimś stopniu pracował.
- A jak u ciebie? - dziewczyna usiadła po turecku na łóżku obserwując swojego chłopaka.
- W zasadzie bez zmian.. Ciągle stoimy w miejscu i wiesz co.. Jak to się dalej nie ruszy to zacznę szukać chyba innego zespołu - wzruszył ramionami. Jego głos był mocno rozczarowany. Liczył, że skoro już są w kupie to w końcu coś uda im się osiągnąć. Przecież to był ich cel i ten cel ich połączył. Dlaczego więc stali w miejscu i kończyli skacowani po ostrym imprezowaniu? Na to pytanie nie potrafili sobie nawet odpowiedzieć z sensem.
- Myślę, że tak byłoby dla ciebie lepiej, skoro ci na tym mocno zależy.. - westchnęła cicho Yvonne.
- No tak. Ale wiesz.. To nie jest takie proste.. Dopiero co sami zabiegaliśmy ze Stevenem o jakiegoś wokalistę, a jak już mam dobrego to nic się nie dzieje - zabawnie zaczął też przy tym gestykulować rękoma. Jakby chciał przedstawić jej całą dramaturgię tego zespołu jakim byli.
- Nie martw się! Jeszcze będziecie wielcy.. Zobaczysz.. - położyła dłonie na jego barkach i zaczęła go delikatnie masować. Miała cichą nadzieję, że to pomoże mu się rozluźnić.
- Ta.. - przytaknął głową - Idziesz z nami wieczorem do Trubadour?
- O nie.. Znowu? - spojrzała na niego unosząc brwi.
- Jakie znowu.. Ostatnio tam byliśmy jakiś tydzień temu...
- To i tak całkiem niedawno. Podejrzewam, że w między czasie zaliczyliście kilka innych miejsc - dokończyła zdanie za niego. Doskonale wiedziała, gdzie się chłopcy podziewają nocami.
- No dobra... Ale idziemy do Trubadour... Co w tym złego?
- Znowu was wyrzucą na zbity pysk, za burdę jaką robicie? - odpowiedziała mu pytająco. Choć raczej było to pytanie retoryczne.
- Nie wyrzucą. Ale dramatyzujesz... - przewalił teatralnie oczami zerkając na dziewczynę.
- Wyrzucą..
- Wcale nie.
- A chcesz się założyć?
- A o co?
- A nie wiem.
- Nie przypominam sobie żeby nas wyrzucili...
- Bo Cię Steven z Duffem prawie na rękach nieśli - westchnęła dziewczyna i oparła się plecami o ścianę.
- Oj dobra. Raz mi się zdarzyło. Wielkie halo..
- Raz? - parsknęła śmiechem Yvonne po czym dodała - Gdybym zaczęła liczyć to by mi nie starczyło palców u rąk i nóg.
- No okej wygrałaś! Daruj sobie już - oburzył się Hudson robiąc dość zabawną minę przy tym. Nie lubił jej przyznawać racji jak z resztą każdej innej dziewczynie jaką przelotnie spotkał w swoim życiu. Tym razem jednak po raz kolejny musiał pogodzić się ze słowami Yvonne. Z pewnością były prawdziwe bo tylko ona z ich grona wychodziła w pełni trzeźwa z barów. Jemu przeważnie kończył się film gdzieś w połowie. Niewiele pamiętał i niewiele też składało się w całość z opowiadań jego kolegów z zespołu. Każdy sytuację albo wyolbrzymiał albo ubarwiał ją swoimi słowami, a z tego wychodziły dość ciekawe opowiadania i legendy. Jedno było pewne, tam gdzie Guns n' roses tam będzie głośno.

~~***~~

Nim ktokolwiek w ogóle zdążył powiedzieć "próba", wszyscy byli już pod wejściem do Trubadour. Tłum ludzi tego wieczoru był spory, jak zwykle z resztą. Więc to nic nowego. Tutaj zawsze było tłoczno. Przelewało się tak dużo ludzi, że szczerze mówiąc codziennie można było spotkać nową osobę, a tym bardziej stałych bywalców, którzy nie mają co zrobić ze swoim życiem. Nieważne ile mieliby lat, za wszelką cenę chcieli wejść do środka. Czasami tylko po to by wpaść w jakąś bójkę, czasami po to by popatrzeć na panienki, ewentualnie znaleźć dilera i kupić od niego działkę, a w ostateczności po prostu siąść przy stoliku z kupionym Night Trainem za jednego dolara i wypić. Tak było w przypadku chłopaków z Guns n' roses. Sterczeli pod wejściem już blisko dobrą godzinę, ale tylko z jednego względu, żeby wejść wszyscy razem. Nikomu nie chciałoby się w środku szukać na wzajem. 
- Kurwa. Nie lubię na nich czekać - mruknął Steven. 
- Oj dobra.. Zamknij się... - rzucił basista odpalając kolejnego już papierosa. 
- Już dawno byśmy weszli! - niecierpliwił się perkusista. 
- Zaraz przyjdą, zobaczysz... - Duff wyglądał jakby się nimi co najmniej nie przejmował. Wiedział jednak, że skoro się umówili to na pewno przyjdą. Jeszcze nigdy nie spotkał się z tym aby ktoś go wystawił. 
- W takim tempie to nam miejsca zabraknie by w ogóle wetknąć palca do środka.. - burknął Izzy, który dołączył do kopcenia papierosów z Duffem. 
- Wypluj to. Bo mam cholerną ochotę by tam dzisiaj wejść - zbulwersował się Adler po czym rozejrzał dookoła. Ludzi roiło się tutaj multum. Udało mu się nawet wyczaić kilku znajomych, z którymi jako tako się nawet przywitał. W pewnym momencie szturchnął Stradlina łokciem.
- Co chcesz? - oburzył się gitarzysta, że ktoś w ogóle raczy mu przerwać egzystencję w paleniu szluga. 
- To nie jest czasem Liz? - zapytał. 
Stradlin mu przez chwilę nie odpowiedział. Na pierwszy rzut oka nie mógł znaleźć nikogo podobnego do Liz. Dopiero później w oczy rzuciły mu się długie i rude włosy.
- To jest Liz.. - odpowiedział po chwili. Na jego czoło wdarły się zmarszczki jakby nie był zadowolony z tego, że ujrzał ją z obcym kolesiem. Postanowił jednak puścić to bokiem. Chciał udawać kogoś kto nie jest tym w ogóle zainteresowany. 
- Czołem! - krzyknął Slash za ich plecami tym samym wyrywając ich od obserwowania Liz. 
- O jesteś wreszcie. A gdzie Axl? - zapytał McKagan.
Hudson tylko wzruszył ramionami.
- Widziałem go rano ostatni raz. Ale zapewne przyjdzie - rzucił beztrosko po czym wyżebrał papierosa na ładne oczy od basisty. Ten tylko przewalił oczami ale podzielił się z nim. Nie pierwszy i nie ostatni raz mają coś na spółkę. Czasami to jednak było mocno uporczywe. 
- Sorry, stary ale wydałem ostatniego dolara na alkohol.. - wyszczerzył się Slash.
- Jak zwykle. Imprezujesz bez nas - Adler udał obrażonego. 
- Byłem tylko u Yvonne.
- O! Co u niej? Dlaczego nie przyszła z Tobą?
- Uczy się.. 
- Przynajmniej ona jest mądra w tym związku - roześmiał się perkusista. Uwielbiał żartować i czasami nie mógł się powstrzymać od dosadnego obrażania kogoś. 
- Zaraz Ci wpierdolę... - mruknął Slash
- Nie boję się - Adler pokazał kumplowi tylko język i oparł ręce na biodrach. 
- To lepiej zacznij.. - kędzierzawy chłopak zaciągnął się papierosem, a w między czasie kiedy się tak droczył z Adlerem pojawił się i Rose. Jak zwykle ostatni i jak zwykle spóźniony. 
- Ciekawe czy jak matka cię rodziła to też byłeś spóźniony na świat.. - prychnął oburzony Adler. 
- Ty się kurwa odczep od mojej matki. Twoja za to musiała cię upuścić przy wkładaniu do kołyski - Axl nie pozostał mu dłużny. Docinki między sobą towarzyszyły im od początku. Szczególnie, że jeden za drugim jakoś nie zbyt przepadał. Reszta tylko się roześmiała. Obracali w żart wszystko co się dało. Czasami nawet ciężko było im wziąć poważną sprawę na serio. No ale tacy już byli. Piątka beztroskich chłopaków w wielkim mieście aniołów, która dąży do wspólnego celu jako zespół. Czego chcieć więcej? Po kolejnych trzydziestu minutach stania w kolejce by wejść do środka, w końcu znaleźli się w nim. Bez większego zastanowienia się podążyli do baru, by tam kupić upragniony alkohol na tę noc. 
- Hej Michelle! - krzyknął Axl prawie włażąc za ladę. 
- Axl. Cześć - podeszłą do niego dziewczyna o nieprzeciętnej urodzie. Miała długie i jasne włosy, a do tego nieco skąpy strój. Pracowała w Trubadour jako kelnerka, a po za tym była nową miłością Axla. 
- Złotko.. Przyniesiesz nam do stolika pięć Thunderbird'ów? - z uśmiechem na twarzy poprosił rudowłosy. 
- Okej, okej. Na koszt firmy. Niech stracę - odpowiedziała wycierając kilka szklanek, które miała pod ręką. 
- Czy jak na koszt firmy, to mogę prosić o Jacka Daniels'a? - wtrącił Slash przez ramię Axla. 
- Nie. Spierdalaj - rudowłosy odepchnął chłopaka od siebie, dając mu jasno do zrozumienia aby się nie wtrącał i nie liczył na wiele. 
- Ale tylko ten jeden raz! - jęknął rozczarowany, wciąż upierdliwie wpychając swój nos tam gdzie go być nie powinno.
- Powiedziałem nie. Won do stolika - odwrócił się do swojego kumpla po czym wskazał na jakikolwiek stolik w okolicy. 
- Dobra dobra. Już sobie idę.. - mruknął pod nosem i razem z resztą poszli prosto do stolika. Że nie mogli znaleźć już nic wolnego, Duff oraz Slash zdecydowali się odbić przypadkowy stolik na ich drodze. Podeszli więc do jednego z nich i Duff rozsiadł się na wolnym miejscu. Slash z kolei w mało kulturalny sposób wyprosił dwóch chłopaków, którzy tam siedzieli. Wyglądali jak dzieci nieszczęść i być może byli nawet od nich nieco młodsi. Szybko więc czmychnęli kiedy gitarzysta wraz z basistą zaczęli opowiadać sobie o tym co i komu ostatnio zrobili. Ta sytuacja poprawiła Slashowi humor i na jego ustach znów zagościł uśmiech. Zaraz potem dosiadła się i reszta, a na samym końcu jak zwykle Axl. A po kilku minutach Michelle przyniosła im ich zamówienie. Szybko jednak zniknęła z pola ich widzenia wracając do swojej pracy. 
- Dobra chłopaki trzeba omówić kilka spraw - rzucił Rose spoglądając na kumpli. Wystarczająco tymi słowami przykuł ich uwagę, bo nagle wszyscy zaczęli na niego patrzeć jakby obiecał im najlepszą striptizerkę w mieście. 
- Załatwiłem nam miejsce na próby. Ogólnie... Będzie tylko dla nas. Taki nasz wspólny kwadrat. Będziemy mogli w końcu popracować na spokojnie.. - kontynuował. 
- Świetnie! Kiedy zaczynamy? - zapytał Adler mocno podekscytowany tą informacją. 
- Jutro. 
Jego entuzjazm zgasł tak szybko jak się pojawił. Nie był przygotowany na to, żeby zacząć pracować od jutra. Przecież byli w Trubadour, zaraz się upiją i tyle z tego będzie. Jutro będzie kac i nikomu nie będzie się nic chciało. 
- Stary... Kurwa. Przyszliśmy się zabawić a ty mówisz o jutrze? - mruknął przeciągle Slash. 
- Tak. Kurwa jutro. I pierdolę was jeśli się nie zjawicie tam w południe. 
- A możemy być o drugiej? - zapytał Duff.
- Nie. O dwunastej. 
Żaden już nie ośmielił się podważyć decyzji Axla. Pokiwali tylko głowami zgadzając się z nim chociaż każdy miał co do tego mieszane uczucia. Zabrali się więc za spożywanie alkoholu i za oglądanie panienek. Szła butelka po butelce chociaż nie mieli przy sobie ani jednego dolara. Z resztą czy oni kiedykolwiek się tym martwili? Ani trochę. Świetnie się przy tym bawili. Nie obeszło się bez jednorazowych flirtów i bez tego, że czasami jeden z nich znikał na "pięć minut". Wszyscy wiedzieli czym się to kończy. Znów udało się wyrwać pannę, a ona była chętna na małe co nieco. Z resztą cóż się dziwić. Pełno było tutaj pół nagich dziewczyn. Niektóre miały na sobie jedynie top, ledwo zakrywający piersi, i spódniczkę lekko odkrywającą pośladki. Taki widok najbardziej pociągał Axla i Slasha. Chociaż tej nocy ewidentnie każdy był spragniony tego widoku. Nawet Izzy, który zwykle bywał cichy i stał z boku. Długo tam imprezowali przy swoim stoliku co chwila odchodząc, przychodząc, znosząc alkohol i tak dalej. A alkoholu im nie brakowało, wręcz lał się litrami jak zawsze. Wszystko to przerwał jednak Steven:
- O kurwa... Stary nie odwracaj się.. - rzucił do Axla.
- Co? - ten tylko zmrużył oczy chcąc zrozumieć Adlera. 
- No nie odwracaj się mówię! - powtórzył głośniej chcąc przekrzyczeć muzykę i ludzi w koło.
- Dlaczego? - Rose jednak nie zamierzał go słuchać. Automatycznie się odwrócił i widok jaki zobaczył wcale nie sprawił, że poczuł się świetnie. Można było powiedzieć, że w jednym momencie krew go zalała, a z uszu buchnęła para. Jakby tego było mało alkohol w organizmie zrobił już swoje, a to włączyło mu chęć do bójek. Nie spodobał mu się widok Liz z Tracii Gunsem. Jeszcze tylko tego brakowało na dzisiejszy wieczór. 
- Trzymaj go za nim tam pójdzie. Znów nas wyjebią! - rzucił McKagan odstawiając butelkę na stół. Dość niezgrabnie bo ta upadła, a zawartość rozlała się po stole. 
- Zabiję go... Przysięgam.. - po tych słowach Axl odszedł od stolika ruszając do wspomnianej dwójki pewnym krokiem. 
- Kurwa znowu.. - Hudson mruknął pod nosem nie zdając sobie sprawy z tego, że Duff zalał mu spodnie alkoholem. Wszyscy przejęli się tym, że mogą znów wylecieć z Trubadour przez rudowłosego wokalistę. 
W momencie kiedy Liz zorientowała się, że jej brat idzie w ich stronę było już za późno na jakąkolwiek interwencję. Pierwsze co zrobił to odepchnął Gunsa od niej, a zaraz potem przyłożył mu z pięści w twarz. Tracii jednak nie pozostał mu dłużny. Splunął krwią na podłogę po czym rzucił się z pięściami na rudowłosego. 
- Ej chłopaki.. Dość! Przestańcie. Kurwa Axl! - rudowłosa jakoś chciała ich od siebie oddzielić. Niewiele jednak mogła zrobić z Axlem, który wpadł w szał. 
- Pieprz się! Kurwa. Nie masz się z kim spotykać?! - odepchnął od siebie całkiem niedawnego kumpla i spojrzał na siostrę. 
- To nie jest twoja sprawa już o tym mówiłam.. - wskazała na niego palcem. 
- To jest moja sprawa! Moja siostra nie będzie spotykała się z kimś takim jak ten koleś! - wskazał na Tracii Gunsa. 
- W dupie mam Twoje zdanie. Nie rób afery. 
- Twoja wina! Mogłaś się z nim tutaj nie pokazywać! - wściekłość Axla przykuła uwagę nie tylko ludzi dookoła, którzy byli w barze ale zainteresowała się tym zamieszeniem nawet ochrona. Interwencja pijanych chłopaków z GNR nie przebiegła sprawnie. Nim się zebrali w sobie i chwiejnym krokiem przedarli się przez tłum, po raz kolejny ochrona wyprowadziła rudowłosego z lokalu. 
- Odpuść następnym razem - rudowłosa zwróciła się do swojego chłopaka. 
- Nie dam się poniżać, przez Twojego brata - rzucił Tracii pod nosem. Sprawdził przy tym językiem czy ma całe uzębienie po czym objął ją ramieniem i poprowadził gdzieś na bok do stolika, przy którym siedzieli jego kumple. 
Po tym jak Axl znów wylądował za drzwiami Trubadour, a reszta dołączyła do niego przepychając się przez tłum ludzi, który wcale się nie zmniejszał, wszyscy znaleźli się znów przed wejściem. Nie trzeba mówić chyba o tym jak bardzo rozczarowany był Steven, że musi opuścić ten lokal. W zasadzie to każdy z nich był rozczarowany. 
- Spadam stąd.. - rzucił Izzy i bez większego zastanowienia ruszył w drogę do swojego małego mieszkania. 
- No tak pewnie! Kurwa wszyscy sobie idźcie - zbulwersował się wokalista wycierając krew ze swojej twarzy. Miał rozciętą wargę, a krew upierdliwie z niej leciała. 
- Stary.. Wystarczy.. Jutro o dwunastej.. - Duff poklepał wokalistę po ramieniu po czym też skierował swoje pijane kroki do domu. 
- A spróbujcie tylko nie przyjść... - rzucił wciąż oburzony po czym jego wzrok padł na Hudsona. 
- Co? - zapytał pijanym głosem Saul. 
- Nico. Prowadź do domu..
Saul tylko westchnął po czym pożegnał rozczarowanego Stevena klepnięciem w plecy i ruszył wraz z Axlem w stronę domu babci. Nadal nie miał pojęcia dlaczego się na to zgodził ale miał cichą nadzieję, że kwadrat znaleziony przez Axla chociaż tymczasowo będzie jego mieszkaniem. Nie chciał się użerać z nim, a także z babcią i uważać aby jedno na drugiego nie trafiło tak jak dzisiejszego poranka. Noc była długa a droga do domu dwa razy taka. Nie trzeba dodawać, że przez pół drogi po prostu milczeli i palili papierosy. Przez resztę drogi zaś kiedy Axlowi minęła już złość zaczęli obawiać jakby wyglądała ich przyszłość gdyby zostali gwiazdami hard rocka. Powoli, ale to bardzo powoli wchodzili na drogę do tego sukcesu.