10.05.2016

Rozdział V

Rudowłosa obudziła się dość wcześnie i na pierwszy rzut oka w ogóle nie zdała sobie sprawy z tego gdzie się znajduje. Podparła się na łokciach i rozejrzała się po pokoju. Od razu spojrzała na chłopaka obok i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że przebywa w mieszkaniu, a raczej pokoju, który wynajmował Tracii. W następnej kolejności dotarło do niej, że jest cała naga, a ich ubrania leżały porozwalane po całej podłodze. Wszystko to przypomniało jej poprzedni wieczór, kiedy tak namiętnie razem się kochali. Na samą myśl o tym pojawił się lekki uśmiech na jej twarzy. Doszła do wniosku, że Tracii Guns jest osobą w której się chyba zakochała. Postanowiła jednak nic mu o tym nie mówić. Wstała po cichu i ubrała na siebie swoje ubrania po czym sięgnęła po jeden z dwóch ostatnich kawałków pizzy. Lepsze na śniadanie to niż fajka, a tego aktualnie brakowało jej w posiadaniu. Wzruszyła tylko ramionami i zjadła zimny niestety już kawałek pizzy. Stanęła przy oknie wyglądając przez nie i obserwując wschód słońca między wysokimi budynkami Los Angeles. Chwilę później usłyszała głos kochanka:
- Już wstałaś? - przeciągnął się po czym cicho ziewnął. 
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę kończąc kawałek pizzy.
- I nawet zjadłam śniadanie - lekko się uśmiechnęła.
- Chodź do mnie, kochanie... - wyciągnął dłoń do dziewczyny, z którą spędził właśnie upojną noc. Rudowłosa podeszłą do łóżka po czym usiadła okrakiem na chłopku. 
- No jestem - uśmiech wcale nie schodził z jej ust, a ona sama zaś chwyciła jego dłoń, splatając przy tym ich palce. 
Tracii wykorzystał ten moment i przyciągnął ją lekko do siebie, wolną ręką obejmując dziewczynę w pasie.
- I co teraz, panie Guns? - Lizzy spojrzała mu prosto w oczy, a on odpowiedział jej tylko uśmiechem, a następnie nim cokolwiek dziewczyna zdążyła powiedzieć, wplótł dłoń w jej włosy przybliżając tym samym twarz Rose do swojej i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Ona zaś bez większego namysłu odwzajemniła pocałunek przedłużając go. Przez krótką chwilę wzajemnie obdarowywali się czułymi i namiętnymi pocałunkami, po czym przerywając je Tracii zaczął mówić:
- Mam do Ciebie pytanie wysokiej rangi...
- Do mnie? A cóż to za pytanie? - zdziwiła się.
- Ważne... - odparł cicho i bez większej krępacji i owijania w bawełnę po prostu zapytał - Zechciałabyś być ze mną w związku? 
Rudowłosa aż zaniemówiła. Otworzyła szeroko oczy i za nim cokolwiek mu odpowiedziała, przez jej głowę przeszło tornado myśli.
- Bardzo chętnie - w końcu udzieliła chłopakowi odpowiedzi. Nic, a tym bardziej nikt nie będzie decydował jak ma sobie i z kim ułożyć życie. Wypchnęła ze swojego życia Izzy'ego, który potraktował ją po prostu jak zwykłą szmatę, a także wsadziła sobie głęboko w dupę zdanie Axla na ten temat. On wyjątkowo najmniej miał do powiedzenia w tym temacie. Była wolnym człowiekiem, prowadziła własne życie i miała prawo do tego by sama za nie decydować. Jeśli coś okazało się totalną porażką lub zwykłym błędem, miała nauczkę na przyszłość.
- No to świetnie. Nawet nie masz pojęcia jak cholernie się cieszę - Tracii najwidoczniej był tą odpowiedzią mocno usatysfakcjonowany, bo na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Elizabeth Rose, najlepszy towar w Hollywood jest moją dziewczyną - dodał po chwili.
- Daj spokój, Tracii - zaśmiała się cicho.
- Kiedy to prawda! Wszystkie inne to jakieś modelki, gwiazdeczki porno, groupies, laski, które nie mają pojęcia czego chcą i kim są i jesteś jeszcze ty. A ty jesteś po prostu sobą... - przytulił dziewczynę mocno do siebie, gładząc jej włosy.
- Dzięki Tracii... - wtuliła się w chłopaka i przymknęła oczy, ciesząc się z tej beztroskiej chwili.
- Będziesz miał coś przeciwko jeśli się do Ciebie wprowadzę na jakiś czas? - zapytała po kilku sekundach.
- Oczywiście, że nie. Wręcz przeciwnie, bardzo się z tego powodu ucieszę - szybko odpowiedział, tryskając entuzjazmem. Pomysł, który przytoczyła Liz bardzo mu się spodobał, a dla niej było to na rękę, gdyż nie będzie musiała oglądać Axla, a tym bardziej być na łasce Slasha, nocując u niego. To dla niej na tyle dobre, że na spokojnie będzie mogła unikać spotkań z Izzym. Nie miała najmniejszej ochoty się z nim widzieć. Być może odczuwała przed nim strach i przed tym co zrobi, jak ją dalej będzie traktował. Romans jaki między nimi zaowocował jeszcze w Lafayette, skończył się z momentem przyjechania do LA. Czar prysł i przestało być kolorowo, a przynajmniej z jej punktu widzenia. Być może Stradlin wciąż coś czuł do niej tylko miał swój własny powód do tego, by być na nią wściekły. Po cichu liczyła, że jakoś zrozumie zachowanie byłego kochanka lecz cały ten cyrk jej to utrudniał. Jednego była pewna, nie ucieszy się z wieści, że związała się z Tracii Gunsem.
- Zbiorę się po swoje rzeczy. Niedługo wracam - odsunęła się od chłopaka, po czym zeszła z niego tym samym wstając z łóżka.
- Pójść z tobą? - zapytał siadając na brzegu kanapy.
- Lepiej nie. Dopiero byłą jedna burza. Nie potrzebuję kolejnej..
- W porządku... Tylko uważaj na siebie
- Spokojna głowa. Poradzę sobie - posłała chłopakowi uśmiech po czym wyszła z mieszkania Gunsa. W kieszeni spodni znalazła jeszcze resztkę koki, którą dostałą wczoraj. Całkiem o niej zapomniała, może to i dobrze. Schowała się w jakiejś mało ruchliwej uliczce po czym wysypała biały proszek na rękę zaraz potem od razu wciągając to nosem. Woreczek wyrzuciła do jakiegoś pobliskiego kontenera na śmieci po czym ruszyła w drogę do babci Slasha. Minęło sporo czasu za nim przedostała się na drugi koniec miasta i odnalazła budynek, w którym pomieszkiwał Hudson. Upewniła się, że wygląda całkiem przyzwoicie tak na wszelki wypadek po czym weszła do klatki i schodami w górę trafiła pod same drzwi do mieszkania jego babci. Zadzwoniła dzwonkiem dwa razy i zaczekała na odpowiedź. Szybko nie musiała czekać bo już po chwili drzwi się otworzyły, a w drzwiach ukazała się starsza kobieta. Zapewne babcia Slasha no bo kto jak nie ona.
- Tak? - zapytała nieco zdziwiona kobieta widokiem Liz po drugiej stronie.
- Dzień dobry.. Jest może Saul? - zapytała niepewnie rudowłosa patrząc niewinnym wzrokiem na kobietę.
- Ach tak musisz być jego koleżanką, o której wspominał. Jasne. Jeszcze śpi cholera jedna. Możesz go obudzić, może tobie się to uda - uśmiechnęła się emitując sympatią.
Dziewczynie spadł kamień z serca i mogła odetchnąć z ulgą. Wszystko to zapewne dlatego, że jeszcze była pod wpływem resztki kokainy jaką wciągnęła niedawno. Kobieta odstąpiła jej wejście do mieszkania, a gdy rudowłosa weszła do środka od razu zamknęła za nią drzwi. Zaproponowała jej też herbatę ale Liz odmówiła. Nie miała ochoty na nic.
- Jestem tutaj tylko na chwilę. I naprawdę zaraz uciekam - odpowiedziała uśmiechając się do babci Hudsona po czym ruszyła do pokoju, w którym urzędował Slash. W zasadzie to odkąd się znają nigdy w nim nie była i tak naprawdę nie miała pojęcia czego może się spodziewać za drzwiami obklejonymi plakatami, z wywieszką na samym środku drzwi "Do not enter"(Nie wchodzić). Poruszyła tylko brwiami po czym zapukała do drzwi oznajmiając, że wchodzi jednak nie dostała żadnego odzewu z drugiej strony. Zapewne tak jak powiedziała babcia, chłopak wciąż spał. Nacisnęła klamkę i zajrzała do środka. Zaraz potem weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi. W pokoju panował półmrok, bo zasłonki były zasłonięte w dość osobliwym nieładzie. W kilku miejscach były zerwane żabki trzymające materiał na karniszu. Na ścianach wisiały plakaty, w rogu stała gitara, a ubrania leżały w zasadzie wszędzie. Czego mogła się spodziewać bo kimś takim jak Slash. Biurko było pełne kartek i ołówków. Wiedziała, że chłopak lubił rysować w wolnym czasie albo kiedy miał jakieś natchnienie. Kiedy już powiodła wzrokiem po całym pokoju i zatrzymała się na łóżku, uświadomiła sobie fakt, że Hudson, którego właśnie miała obudzić, leżał na plecach i obserwował ją spod swoich loków. Lekko się uśmiechnął kiedy ich spojrzenia natknęły się na siebie.
- Czołem - przywitał ją kładąc jedną rękę pod głowę aby było mu wygodniej.
- O. Nie śpisz już.. Właśnie Twoja babcia kazała Cię obudzić.. - lekko się odwróciła wskazując na drzwi.
- Nie śpię - zaśmiał się cicho po czym usiadł na brzegu łóżka. Widać, że był mocno zmęczony. Liz wywnioskowała jedno. Impreza tej nocy toczyła się na całego i zapewne znów okupowali Rainbow swoim istnieniem.
- No zauważyłam.. Rozmawiasz ze mną - zaśmiała się jednak wciąż stała w tym samym miejscu odkąd weszła do środka.
- Gdzie byłaś jak Cię nie było?
- U przyjaciela.. Właśnie przyszłam oznajmić, że zabieram rzeczy i będę mieszkać u niego.. Axl u siebie? Znaczy u Ciebie.. No nieważne.. Axl jest? - westchnęła cicho.
- Wiesz.. No w sumie to nie wiem ale wydaje mi się, że wracał do domu razem ze mną nad ranem.. - podrapał się po głowie odgarniając włosy z twarzy po czym sięgnął po paczkę papierosów i wziął jednego z nich odpalając od razu. Śniadanie pełne witamin jak się dało.
- To tylko tyle w sumie chciałam oznajmić.. - odwróciła się na pięcie by wyjść ale w momencie kiedy chciała złapać klamkę, Slash zdążył wstać i złapał ją za nadgarstek.
- Poczekaj.. - zatrzymał dziewczynę patrząc na nią chociaż sennie to bardzo uważnie.
- O co chodzi? - Rose się nieco zmieszała jego zachowaniem. Zrobiła coś nie tak?
- Co się dzieje między Tobą, a Izzym? Wczoraj był.. Jakiś dziwny
- Nie chcę o tym gadać. Puść mnie. Muszę iść - odgięła jego palce aby się uwolnić z uścisku. Chłopak jednak nie miał zamiaru dawać za wygraną. Oparł się ręką o drzwi aby mieć pewność, że dziewczyna nie wyjdzie.
- Możesz mi zaufać. Widzę, że coś się dzieje, a wiem że Axl na to nie kiwnie palcem, bo to jego najlepszy przyjaciel.
- Nie możesz być moim aniołem stróżem. Nie dogaduję się z Axlem, a Izzy jest także moim przyjacielem - odpowiedziała nerwowo, kłamiąc w sprawie Stradlina.
- Nie wydaje mi się abyście dogadywali się jako przyjaciele..
- Wszystko jest w porządku. Zamieszkam z Tracii Gunsem. Nie musisz się o mnie martwić - za wszelką cenę jednak rudowłosa próbowała otworzyć drzwi i wyjść z pokoju kędzierzawego chłopaka.
- Kim jest Tracii Guns?
- Axl miał z nim kiedyś zespół nim zgodził się założyć Guns n' Roses. Slash kurwa błagam Cię daj mi spokój.
Hudson najwidoczniej zbity z tropu nie wiedział co ma odpowiedzieć. Skończył palić papierosa i podszedł do biurka gasząc peta w szklance, która robiła za popielniczkę. Liz w tym momencie wykorzystała moment, że odszedł od drzwi i opuściła pokój kierując się do pomieszczenia w którym miała nocować ze swoim bratem. Wpadła do niego nie zwracając nawet uwagi na śpiącego Axla, którego hukiem wyrwała ze snu.
- Co Ty kurwa robisz? - prychnął na siostrę ospale.
- Wchodzę, kurwa nie widać? - rzuciła mu równie miłe powitanie jak on jej. Po chwili w drzwiach stanął Slash.
- Możecie być kurwa ciszej? - machnął na nich ręką. Zaraz potem widząc babcię po prostu zamknął drzwi od pokoju i oparł się o nie patrząc na rodzeństwo, które było jego lokatorami.
- Powiedziałam, że przyszłam tylko na chwilę zabrać rzeczy - rzuciła do Slasha i zabrała swój plecak z podłogi po czym stanęła przed nim - Przepuść mnie.
- No nie. Nie ufam temu typowi - upierał się przy swoim.
- Ważne, że ja ufam, kurwa Slash odejdź od tych drzwi! - jęknęła dziewczyna przeciągle. Nie miała najmniejszej ochoty by tutaj dalej przebywać, a tym bardziej oglądać Axla.
- Puść ją. Niech spierdala skoro chce.. - ponaglił ich rudowłosy siadając na kanapie.
- To mój chłopak i będę u niego nocować. Ne masz prawa mnie zatrzymywać.. - pogroziła palcem w kierunku Hudsona.
- Tracii Guns to Twój chłopak? A co z Izzym? - Saul zmarszczył brwi robiąc przy tym dziwną minę. Najwidoczniej nie ogarniał już tego co się działo. Tego było za wiele.
- Kto jest kurwa twoim chłopakiem?! - powtórzył Axl wstając w końcu z tej kanapy, która była jego prywatnym legowiskiem na czas nieokreślony.
- Nie krzycz - rzucił do niego Slash. Rose jednak najwidoczniej olał go totalnie, bo nawet nie zwrócił uwagi, że w ogóle coś do niego było powiedziane.
- Nie Twój interes - wtrąciła się Liz, kierując słowa do swojego brata.
- Sypiasz z nim? Kurwa. Co jak co ale nie kurwa z nim. Ja pierdole Lizka jesteś pierdolnięta!
- To moja sprawa z kim sypiam i z kim chodzę. Mam dość Izzy'ego to pieprzony dupek!
- Kurwa zamknijcie mordę! - przerwał im Hudson. Spodziewał się tego, że prędzej czy później babcia ochrzani go za to, że jest w mieszkaniu ktoś jeszcze niż tylko babcia on i mała Jessie.
- Pierdol się i puść mnie do cholery - odepchnęła Slasha od drzwi i tak szybko jak weszła tak samo opuściła to pomieszczenie. Minęła korytarz i babcię Slasha rzucając jej "do widzenia" po czym trzepnęła drzwiami. Nie miała najmniejszej ochoty by być tam kilka sekund dłużej.
- Ja też spierdalam - ubrał się rudowłosy w między czasie - Idę coś zjeść na mieście. Wieczorem widzimy się u Stevena.
Nim kędzierzawy chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć jego już nie było w domu. Westchnął cicho i wyszedł spotykając się z niechcianym spojrzeniem babci. Zaczął się tłumaczyć tym, że to tylko chwilowe i miał nadzieję, że babcia przymknie na to oko. Kobieta pokręciła tylko głową, by zaraz wrócić do swoich obowiązków. Sam Saul pozbierał się w sobie do stanu wyjściowego, biorąc prysznic i ubierając się w świeże ciuchy po czym opuścił mieszkanie. Jeszcze nie miał planów na dzisiejszy dzień ale zapewne skończy się to na piciu ze Stevenem czy coś w tym stylu. 

2 komentarze:

  1. Kiedy następny?
    Podoba mi się sposób w jaki piszesz.:)Zazwyczaj jest tylko o Gunsach,u Ciebie jest inaczej.Zainteresowałaś mnie. Pozdrawiam i życzę veny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny już prawie skończony. Podejrzewam, że gdzieś pod koniec tygodnia powinien się pojawić. Powiedzmy tak piątek sobota :D Moja wena mnie rozpieszcza ostatnio i pozwala wyprzedzać o 2 rozdziały haha. Dlatego na bieżąco coś piszę ciągle. Albo w zeszycie albo na lapku na brudno :D

      Usuń